poniedziałek, 5 marca 2012

Historia pewnej marynarki :)

Zaraz po tym jak kupilam melisski oczywiście wygenerowała mi się kolejna potrzeba - pudrowa marynarka ;) te z H&M do mnie nie wołały, w zarze była jedna fajna, ale tu z kolei nie wołała cena ;) wtedy kumpela pokazała mi marynarkę z mango. Krój fajny, kolor trochę za różowy, ale ujdzie, cena bardzo miła ;) nic tylko brać. Z niecierpliwością czekałam na początek marca i jej premierę w sklepie... Poszłam pierwszego dnia - jeszcze jej nie mieli, poszłam 3 dni później - już jej nie mieli! Masakra! Dziś zadzwoniłam do innego mango - właśnie dostali. Pani niezbyt chciała mi odłożyć, ale w końcu się udało :) zaraz po pracy pognałam do mango. Wzięłam marynarki (2 rozm. do sprawdzenia) i pognałam przymierzać. Niby ok... Ale szału nie ma.. Kolor za różowy, materiał trochę taki szorstki i sztuczny.. No ale co robić - potrzebuję marynarki, może jej nie kocham, ale jest ok. Już szłam do kasy.. A tu nagle zaatakowała mnie inna. Droższa, ale kolor taki jak miał być i mięciutka... No to wróciłam do przymierzalni i wskoczyłam w nowe znalezisko - i już wiedziałam, że musi być ona.




1 komentarz:

  1. No proszę... czyli nie warto kupować rzeczy których się nie kocha. a miłość i tak nadejdzie :D i to szybciutko - śliczna marynara!

    OdpowiedzUsuń